Szczepan Mikruta
(Foto. 1-3/eccle…)
Wyprawy do tajemniczych miejsc kultowych w Siarach
I i II wyprawa
Zburzone kościoły w Siarach.
W kamiennym kręgu, w Siarach górskich.
(Pierwsza wyprawa na Obłazec)
…A, może było inaczej?
Może, Siarowska legenda, o zapadłym kościele, została celowo przypisana do miejsca, faktycznego, starożytnego zapadliska na stoku Rychwałdzkiej góry, aby odciągnąć mieszkańców Siar, a nawet całej parafii Sękowskiej, od rzeczywistego jakiegoś miejsca kultu Bożego – (Borzanis nuncupatum; określenie sformułowane przez króla Władysława Jagiełłę w roku 1388)?
W rozdziale tym, spróbujemy tę kwestię rozstrzygnąć.
Poszukując, opisywanych przez Józefa. Baruta (Gorlice, notaty do historii małego Gdańska), trzech, położonych blisko siebie, gdzieś na podwzgórzu Bartnicy, kopców granicznych, sąsiadujących ze sobą wsi: Siar, Ropicy polskiej i Gorlic, zawędrowaliśmy w sierpniu 2006 r., (autor Szkicu…wraz ze swym synem Arturem), do miejsca, odpowiadającego opisom.
Istotnie, były tam rozstajne drogi wychodzące z jednego punktu w trzech kierunkach i podążające do trzech, wspomnianych już miejscowości.
W pobliżu punktu zerowego, (obszar około 20m²), znajdują się resztki, trzech kopców granicznych, zaledwie wyróżniające się w terenie, z których ktoś, zapewne powybierał kamienie, którymi były wypełnione i ułożył je, w pobliżu pod drzewem.
(Idąc jedną z dróg, prowadzącą do wsi Siary, – to dla zainteresowanych, w kierunku wschodnim, napotkać można, po prawej stronie, Siarowski cmentarz nr 76, z I wojny światowej).
Mało wyróżniające się od otoczenia kopce graniczne,sprawiały takie wrażenie, że mieliśmy wątpliwości, czy aby jest to właściwe miejsce którego szukamy zwłaszcza, że niektórzy mieszkańcy Siar i Ropicy polskiej, mówili o jakichś dziwnych, i wielce tajemniczych kopcach, przy granicy Siarowsko – Szymbarsko – Rychwałdzkiej.
Miejsce to, traktowane było przez niektórych, jako owe kopce graniczne, opisywane przez Józefa Baruta.
Podążaliśmy więc dalej na południe, biało – żółto – białym szlakiem Magórskim. Wzdłuż szlaku, mijaliśmy kolejne, trój rozstajne dróżki, nieco mniej uczęszczane, aby zagłębić się, w stary las mieszany; dębowo – bukowo – jodłowy, poprzerastany leśnymi chwastami: brzoza, leszczyna, itp.
Po, około godzinnym przedzieraniu się przez zarośla, miejscami podmokłą, zaledwie zarysowującą się ścieżką, cały czas trzymając się kierunku szlaku, nieśliśmy na ramionach rowery, które mieliśmy ze sobą. Przedzieranie się, z rowerami przez zarośla, nie jest bynajmniej, łatwe.
Nareszcie, weszliśmy na dobrą leśną drogę, która doprowadziła nas, do kolejnego rozstaju dróg na przełęczy Żdżar, do wychodzących, również z jednego miejsca, w trzech kierunkach – dróg.
Z posiadanej (starej, z 1904 r.), mapy, wynikało, że drogi te prowadzą do następujących miejscowości. Do Nowicy, Leszczyn i Małastowa w kierunku południowym. Do Bielanki, Łosia, Klimkówki w kierunku południowo – zachodnim, oraz na północ, w kierunku skąd przyszliśmy grzbietem Wierzchowiny, czyli do Ropicy polskiej, i Gorlic…
Niestety, na przebytej trasie, innych, poza już opisanymi, wyraźnych i większych kopców granicznych, nigdzie nie napotkaliśmy. Powstał więc dylemat; którędy najprędzej i najłatwiej możemy powrócić do miejsca zamieszkania…
Foto. 4/eccle. Na Wierzchowinie. Trzy kopce graniczne (pozostałość). Trójrozstajne drogi do trzech a nawet więcej miejscowości; Gorlic, Ropicy polskiej, Siar Szymbarku i Bielanki. Na jednym z trzech kopców, syn Autora Szkicu…, -Artur, podczas wspólnej wędrówki rozpoznawczej.
Foto. 5/eccle. Punkt zerowy dróg przygranicznych. Kopce z lewej strony. Tu, bierze również swój początek potok Słopny(graniczny). Widok na przełęcz rychwałdzką. Na pierwszym planie, droga do Gorlic i Ropicy p. U góry w lewo, do Siar i ul. Łokietka. W prawo, do Szymbarku i Bielanki.
Ryć.1/eccle.. Fragment mapy Podział administracyjny Gorlice – Gminy ark. 651/PPGK/- 80,27. Stan na VI. 1980. Wycinek mapy: TRZY KOPCE.
W lewym dolnym rogu mapy pokazano fragment grzbietu górskiego zwanego Wierzchowiną (503m wys. wzgl.), na którym znajdują się resztki trzech starożytnych kopców granicznych, trzech sąsiednich miejscowości; Siary, Ropica dolna (polska), i Gorlice.
Poniżej, drogą do Siar, w odległości ok.100 m od kopców, znajduje się cmentarz nr 76 w Siarach, z I wojny światowej.
Pochowano tutaj 40 Austriaków i 28 Rosjan. Cmentarz, projektował Hans Mayr.
Poprzez Trzy kopce, granicami przechodzącymi grzbietem Wierzchowiny, i dalej pod górą Bartnią, wschodnim jej stokiem należącym do wsi Siary zwanym Obłazec, przebiega turystyczny żółtobiały szlak Magórski.
Szlak ten, w mieście Gorlice, rozpoczyna się w miejscu, gdzie od ulicy Węgierskiej, w kierunku na południowy zachód, odchodzi dawna górna droga, z Gorlic do Rychwałdu (Owczar). Współcześnie, na dużym odcinku asfaltowa, nazwana ulicą Władysława Łokietka.
Ulica ta, przy brzozowym lasku, zakręca pod kątem 90 ْw kierunku na wschód i łączy się znów z ulicą Węgierską. Żółty szlak w tym miejscu, biegnie w prawo, na zachód, a dalej Granicamipoprzez Wierzchowinę, gdzie rozdziela się do Bielanki i Szymbarku oraz w kierunku Owczar (dawnego Rychwałdu), i Magóry Małastowskiej.
Powracamy do Gorlic.
Była godzina około piętnastej. (W Gorlicach, mieliśmy być przed 18). Rozstajne, wygodne dla rowerów drogi kusiły, ale nie były nam znane, poza jedną, skąd przyszliśmy. Tą drogą nie zamierzaliśmy jednak wracać. Rowery były już za ciężkie.
Na poboczu jednego rozgałęzienia, w kierunku na zachód, była jakaś tablica informacyjna przebiegających tędy szlaków turystycznych. Towarzysz wędrówki, poszedł się z nią zapoznać. Autorowi Szkicu…, przypadło rozpoznanie dalszego odcinka szlaku Magórskiego.
Kierował się on (szlak), na południowy wschód i wchodził na leśną ścieżkę. Wyglądało na to, że przebiega równolegle do odgałęzienia drogi na południe, ale cały czas terenem leśnym. Trasa ta, była jednak nazbyt ryzykowna, doprowadziłaby nas zapewne do Owczar (Rychwałdu), a może jeszcze gdzieś indziej. Czas mieliśmy ograniczony. Trzeba szukać innej, krótszej drogi do Siar.
Ze starej, austriackiej mapy, jaką dysponowaliśmy, z 1904 r., prawdopodobnie wojskowej wynikało, że jeżeli skierować się bezpośrednio na wschód, to można będzie dojść do Siarowskiego przysiółka,- Rzemieszka,a stamtąd, już drogą asfaltową do Gorlic. Będzie to jednak droga przez stary, nieznany, bukowo – jodłowy las.
Poszukując śladu jakiejś ścieżki, trzeba było oddalić się nieco, od rozstaju dróg, gdzie pozostały rowery. Nareszcie jest jakiś ślad zarośniętej już ścieżki. Spod nóg, umyka nagle jakiś wąż, który tam się spokojnie wylegiwał. To jest dobry znak – pomyślałem. Ta droga może zaprowadzić nas do celu. Zaniepokojony towarzysz wędrówki, już nawoływał. Trzeba było zawrócić i zabrać rowery.
Weszliśmy na nieznaną ścieżkę…
Idąc pierwszy, zarośniętą już ostrężynami ścieżką, szedłem szybko i pewnie, jakbym znał dobrze ten las, jakbym bywał tu już kiedyś. Takie odnosiłem wrażenie. (Wszak, jestem, z Dziada –Pradziada, Siaraninem).
Schodziliśmy ciągle w dół, po wschodnim stoku podwzgórza Bartnicy, – Wierzchowiny,(ok.550 m n.p.m.), u którego, znajduje się przysiółek zwany Rzemieszka.
Las, stał się wyrazistszy, istotnie; miejscami jodłowo – bukowy, z bardzo starym, pięknym drzewostanem, ale dosyć rzadki, mocno już przetrzebiony. Drzewa były bardzo wysokie, a stare buki, grupowały się jakoś dziwnie po trzy, po pięć, wyrastając z jednego miejsca.
Po prawej stronie ścieżki, którą szliśmy, mieliśmy głęboki parów jakiegoś potoku, do którego dołączały inne. Cały wododział. Wszystkie w bardzo głębokich parowach.
Nagle, przed nami, zamajaczył jakiś niby pagórek, podnoszący się łagodnie w kierunku wschodnim, jakby wyrastający ze zbocza płaskowyżu. Z daleka, widoczne były jakieś nieznaczne zagłębienia. Pomyślałem głośno: – nawet tutaj są jeszcze ślady okopów, z czasu I wojny światowej.
Dosyć rozległe wgłębienie w glebie od góry płaskowyżu sugerowało, że mogło być tutaj jakieś stanowisko artyleryjskie armat, czy baterii dział – pozostałości z I wojny światowej.
Idąc dalej wzdłuż tego płaskowyżu, weszliśmy na jakiś pagórek z dużych kamieni wręcz głazów porosłych mchem. -To, zapewne było jakieś umocnione stanowisko ogniowe – zauważył któryś z nas.
Dopiero teraz spostrzegliśmy, że teren, wyglądający od strony naszego przybycia na pagórek, w istocie, był sporym wydłużonym kurhanem (?),zbudowanym z różnej wielkości, wielotonowych głazów, nagromadzonych w jednym miejscu, jeden na drugim.
Wyglądało to na jakieś rumowisko, na jakąś starożytną budowlę, z olbrzymich kamieni, zburzoną kiedyś przez kogoś, albo wskutek trzęsienia ziemi.
Głazy, spoczywały jeden na drugim, a ze szczytu kurhanu widać było, że sporo z nich, różnej wielkości, jakby stoczyło się niżej; tkwiły w poszyciu i zalegały wokół pagórka – kurhanu.
Tak na pierwszy rzut oka, różnicę wysokości pomiędzy podstawą kurhanu, a jego dosyć płaskim wierzchołkiem, ocenić można na około 5 – 6m, a średnicę podstawy w najszerszym miejscu, na około 10 lub 15m.
Gdy, obeszliśmy czoło tego kurhany wokół, okazało się, że pojedyncze głazy, spoczywające w pewnej równomiernej od podstawy odległości, tworzą w miarę regularny krąg, okalający wzgórek kurhanu. Wszystkie te głazy, niektóre w formie różnorakich brył geometrycznych, z krawędziami, jakby po celowej obróbce, pokryte są bardzo starą, ciemnozieloną patyną mchu.
Jak te kamienie tutaj się znalazły? Przecież, nigdzie dalej, jak okiem sięgnąć, nie ma, przynajmniej na wierzchu, żadnych kamieni, nie licząc tych pojedynczych, które, jakby celowo, rozmieszczono, co jakiś czas, przy zarysowującej się, starej leśnej drodze, schodzącej po zboczu na południowy wschód.
Nieco poniżej tego tajemniczego, acz pięknego w swej pierwotnej, kamiennej surowości miejsca, na lekko pochyłym zboczu, połyskuje w mroku lasu, jakaś czarna, znaczna wielkością, plama Jest to jakieś rozlewisko, wypływającej z czarnego podłoża cieczy.
Pierwsze skojarzenie jakie przychodzi, to … naturalny wyciek ropy naftowej. Ale zapachu ropy nie wydziela i nie brudzi rąk. To woda. A na dodatek krystalicznie czysta. Czarny kolor nadaje temu rozlewisku, (około 6m²), ciemne, torfiaste podłoże. Czyżby, było to źródełko, wypływające spod tego kurhanu?
Prawdopodobnie tak, gdyż poniżej, tworzy już rodzaj strumienia, który powiększa się w miarę spływania po stoku góry. Nieco niżej, łączy się ten strumień, z innymi, większymi.
Nagle, przychodzi olśnienie. Tak! Tak! To przecież była jakaś pradawna świątynia, w środkukamiennego kręgu. To na pewno jest owo miejsce …kultu Bożegoczyli, jak określił to miejsce król, Władysław Jagiełło, w podyktowanym osobiście w Bieczu, w roku 1388 dokumencie dla wiernego rycerza i przyjaciela, Dobiesława Sochy, owo…Borzanis nuncupatum.(!).
Z żalem żegnaliśmy to starożytne miejsce, gdzie czas, zatrzymał się na moment, aby dać wyobraźni szansę, odtworzenia tego, co mogło dziać się tu przed setkami lat.
Może, był to jakiś… święty gaj naszych Przodków, gdzie czczono jakieś bóstwai składano im ofiary?
Ale, trzeba wyruszać już w dalszą drogę. Jeszcze tylko kilka pstryknięć aparatem fotograficznym… Niestety fotografie, zapewne nie będą zbyt udane; gęste korony drzew i pochmurna pogoda. Trzeba będzie powrócić tu kiedyś specjalnie i dokonać szczegółowych oględzin tego fascynującego miejsca.
Odkamiennego kręgu, z kamiennym kurhanem,schodziliśmy zboczem w dół, starożytną drogą, pomiędzy parowami potoków.
Drogę tę, co jakiś czas wyznaczały ogromne, pojedyncze głazy, rozmieszczone w pewnych odległościach, niczym słupy milowe, na starorzymskich drogach. Droga którą szliśmy, stawała się coraz wyrazistsza, bo rozjeżdżona kołami ciągników, wywożących stąd drewno.
Coraz częściej, spotykało się ingerencję użytkowników tej drogi, w postaci mostków z drewnianych okrąglaków nad licznymi strumieniami. Odcinków podmokłych również wyłożonych, wdeptanymi w ziemię, drewnianymi belkami.
Zrazu, droga kierowała się po zboczu Wierzchowiny, w kierunku na południe. Wkrótce jednak, skierowała się na wschód, aby schodzić nieomal prostopadle w dół. Wreszcie weszła, w wyrazistszy wododział potoku Obłazec, gdzie ulokowano ujęcie wodne, dla ekskluzywnego osiedla, na terenie podworskim, w Siarach środkowych.
Pojawiły się pierwsze domy przysiółka Siar,- Rzemieszki. Świętadroga w tym miejscu, na pewnych odcinkach, biegnie korytem potoku. Bywa również odwrotnie. To potok, wykorzystuje drogę i dosyć skutecznie broni wstępu do tego Świętego Gaju. Można jednak przejść na sucho, skacząc po wystających kamieniach.
Jeszcze około sto kroków i… wychodzimy na asfalt, naprzeciw świętej figury, ufundowanej przez niejakiego Garana, jego żonie Wiktorii. Figura stoi, pod niewątpliwie prastarym, egzotycznym jak samo nazwisko Garan, drzewem.
Stąd, na lewo do Gorlic, a na prawo, do Owczar (Rychwału). Tędy, przebiega granica wsi Siary, ze wsią Rychwałd dolny (współcześnie, Owczary). Chwila odprężenia i refleksji. Byliśmy zatem w jakimś świętym gaju może naszych Przodków, gdzie, w kamiennym kręgu, w jakiejś, starożytnej świątyni, lub, przy kamiennym kurhanie, oddawano cześć jakiemuś bóstwu lub bóstwom.
Może, Bogiem tym było Słońce, stąd, ów kamienny krąg, symbol Słońca. Może, były to, jak napisał w swym Pamiętniku ks. W. Michno, wikariusz z Gorlic od roku 1845, – bóstwa źródeł i rzek? Wszak źródełka, jeszcze teraz wypływają spod kamiennego kręgu oraz w pobliżu, na całym stoku, tworząc krystalicznie czyste, potoki wododziału Rzemieszki.
Ksiądz W. Michno, przywołuje Imiona niektórych bóstw, czczonych na tym terenie, a mianowicie: Jessol i Jesse czyli I Perkun. (Kojarzy się z wyrazem Jestem,lub określeniem Staroobrzędowców, – Jahwe – Jestem Który Jestem).
Czy to określenie, byłoby zgodne, z filozofią św. Tomasza z Akwinu: …Ipsum esse subsistens…(?), tłumaczone prze z Jana Pawła II – go, jako: Istnienie Samoistne.(!)? ( Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, Lublin, 1994).
Powracając do określeń z Pamiętnika…, ks. W. Michny; może był to Bóg Bialibog, czyli Biały Bóg, od którego nazwania, wzięły rzekomo nazwy, niektóre rzeki i potoki, takie jak: rzeka Biała, a bliżej, potok Bielanka (podobno, również dawna polska nazwa wsi Szymbarku).
Również, nazwiska dawnych czcicieli tegoż Bóstwa, występujące do dnia dzisiejszego, m.in. w Siarach, współcześnie Białobok, pisane pierwotnie, Bialibog właśnie.
Ze wsi Bielanka – Szymbark oraz z samej wsi Bielanka, można rzec, to… tylko jeden krok do kamiennego kręgu z kamienno – piaskowym kurhanem w Siarach górskich.
Co odkryliśmy na stoku Bartnicy, zwanym Obłazec?
Ryć. 2/eccle. Fragment austriackiej mapy powiatu gorlickiego, stan na 1903 r.
Zdjęto około 1880 r. Skala 1: 75000.
(Zaznaczenia na mapie, autor Szkicu…).
Z prawej strony napisu (gotykiem), Bartnica, poniżej napisu Szymbark, znajduje się pokryty lasem mieszanym stok Siarowskiego przysiółka – Rzemieszka, zwany przez miejscowych Obłazec.
W tym miejscu, na mapie (zaznaczenie niebieską ramką), poniżej napisu Siary, można odczytać rozstrzelony druk informacyjny; – napis: Neolit – relitha – Brunnen. Sam stok Obłazec, zaznaczono niebieskim prostokątem, a podłużny kurhan, owalem i napisem.
Przyglądając się uważnie tej mapie, można dopatrzyć się różnych ukrytych znaczeń i symboli. Warto popróbować.
Foto. 6/eccle. Obłazec. Fragment największego, podłużnego kurhanu. Ruiny czegoś; świątyni, grobowca, obserwatorium neolityczne? Wielotonowe głazy na pewno obrabiane ludzką ręką!
Pierwszą czynnością, po powrocie, z tej owocnej, acz zaskakującej, wędrówki, było dokładne obejrzenie posiadanych starych map. Na jednej z nich, bardzo dokładnej mapie austriackiej, wy-danej w 1904 r. (zdjęta, w 1880), po dokładnym jej obejrzeniu przez lupę, odnajdujemy to święte, kultowe miejsce. Miejsce to, jest wyraźnie zaznaczone jako promienisty okrąg (symbol Słoń-ca!), określający, rzeczywisty obiekt w terenie; kamienny krąg, z kurhanem pośrodku!
Obok tego znaku – symbolu, rozstrzelony (rozciągnięty), miejscami, z nakładającymi się literami, napis… Zlewa się on z tłem, na czarno – białej, gęsto zadrukowanej mapie (bardzo trudny do odczytania).
Napis ten informuje: N e o l i t r e l i t h a. A dalej, napis przechodzi, na przeciwległą stronę potoku Siary i drogi do Rychwałdu (Owczar) (do miejsca, gdzie znajduje się owo ciekawe zapadlisko) i w dalszym ciągu informacyjnym, dodaje wyraz: B r u n n e n z cyfrą 5, lub literą S.
Heureka ! Znaleźliśmy! A zatem, wszystkie znaki, na Ziemi i na mapie, wskazują, że dokonaliśmy (z synem Arturem, nauczyciel po AWF), niecodziennego o d k r y c i a.
Bądźmy jednak sprawiedliwi. Dokonaliśmy, ponownego odkrycia…
Rycina 3/eccle. Kadr i powiększenie fragmentu mapy austriackiej z 1903 r., z pasmem terenu przyległego do południowej granicy Siar górskich na którym, znajdują się odkryte obiekty neolityczne; Borzanis nunkupatum oraz zapadlisko zwane Zapadłym kościołem.
…Pierwszego odkrycia dokonał bowiem, król Władysław Jagiełło, w wystawionym, w roku 1388 patencie, na relokację i sołectwo wsi Siary, ustalając jego zasięg, do miejsca, znanego jako: Borzanis nuncupatum. (miejsce kultu Bożego).
Drugiego odkrycia, dokonali, około 150 lat temu, austriaccy Geodeci, sporządzając, systemem na piechotę, bardzo dokładną mapę powiatu gorlickiego, a na arkuszu ze wsią Siary umieszczając, przytoczone powyżej informacje.
Miejsce to, znane jest również niektórym mieszkańcom Siar górskich, szczególnie grzybiarzom, pracownikom leśnym, a może nawet, przygodnym turystom czy też, miłośnikom piękna dzikiej przyrody.
Ale, pomimo, że natchnięcie się na ten niecodzienny zbiór omszałych głazów, wzbudzać musi zdumienie, zachwyt, a nawet jakieś skojarzenia, to jednak, wkrótce ulatnia się z pamięci i zatraca, w ferworze codzienności.
Gdy już, oddaliśmy rację sprawiedliwości; ustawiając się w kolejce do miana odkrywców, w pierwszym odruchu ciekawości, spróbujmy rozszyfrować znaczenie, tych trzech tajemniczych wyrazów, naniesionych na mapę przez austriackich geodetów. I tak, w kolejności zapisu… Neolit relitha Brunnen…
- N e o l i t… Na wyraz ten, składają się człony: Neo plus greckie lithos, daje na wynik …k a m i e ń (!).
W geologii, jest to młodsza epoka kamienna. Końcowy jej okres, przypada na naszych ziemiach, na czwarte tysiąclecie (!), przed nasza erą. Czym, ta epoka się charakteryzowała? Ugruntowało się rolnictwo i hodowla. Nastąpił rozwój osiadłego trybu życia (duże osiedla). Pojawiła się ceramika – wypalane naczynia gliniane. Wytwarzano narzędzia i obrabiano,- gładzono oraz przewiercano kamień.
Ale, przede wszystkim, nastąpił rozwój wszelakich kultów religijnych. W Europie, pojawiły się pierwsze organizacje państwowe. Tyle, encyklopedycznie, o Neolicie.
Kolejny wyraz na austriackiej mapie, to…
- R e l i t h a… Na bazie tego wyrazu, zbudować możemy, aż trzy pokrewne, znaczeniowo wyrazy, określające odkryte miejsce, a mianowicie:
- relief i jego synonimy: – płaskorzeźba, wykonana również w kamieniu, oraz ukształtowanie terenu wraz z jego wypukłościami. W przypadku odkrytego miejsca, kamienny kurhan oraz kamienny krąg, wokół tego kurhanu.
- relictus (łac.) zostawiony, relictum – to co zostało pozostawione, od (łac.) relinquere – opuścić, pozostawić, czyli: pozostałość po przeszłości – minionym czasie.
- rheos (znaczenie greckie) – strumień. Znajdują się poniżej i po bokach, okrytego kamiennego kręgu i kurhanu, tworzą wododział potoku o nazwie Obłazec.
Trzeci, odczytany z austriackiej mapy wyraz, z ciągu zapisu informacyjnego, to…
- B r u n n e n. W języku niemieckim, wyraz der brunnen, znaczy dosłownie s t u d n i a, czyli coś głębokiego (Otwór w ziemi. wykop, może jakieś zapadlisko).
W terenie rzeczywistym, może to być opisane już wcześniej, owo głębokie i rozległe zapadlisko, zwane od zarania przez miejscową ludność, Zapadłym kościołem. Możliwym jest również istnienie, ukrytych gdzieś na stoku zwanym Obłazec, jakichś reliktowych, może kultowych, studni.
(Interpretacja opisów znaczeniowych z mapy, na podstawie Słownika Wyrazów Obcych PWN, Warszawa 1980 oraz Słownika Niemiecko-Polskiego Ex libris 2002 – Autor Szkicu…).
Wiemy już, z całą pewnością, że dokonaliśmy odkrycia, które może mieć doniosłe znaczenie dla regionu Gorlickiego; – neolitycznej pozostałości jakiejś kultury materialnej tutaj żyjącej.
Odkrycia, bardzo osobliwego miejsca, nazwanego w roku 1388, …Borzanis nuncupatum.
Miejsce jakiegoś kultu Bożego. (Władysław Jagiełło, Biecz 1388).
Można przypuszczać, iż w czasach relokacji wsi Siary, miejsce to, mogło wyglądać o wiele korzystniej; (bądź co bądź, upłynęło już ponad sześćset trzydzieści lat),
Może, było wykorzystywane jeszcze do niedawna, przez mieszkańców proto Siar. Może, odbywały się tutaj jeszcze, jakieś pradawne słowiańskie rytuały i obrzędy kultowe? Ale, nawet najstarsi mieszkańcy Siar, nic na ten temat, od swych babek i dziadków, nie usłyszeli.
Może ten fakt, utwierdzać w przekonaniu, że zarówno owo miejsce kultowe, jak też wiedza o tym miejscu, były zawsze tematem tabu, a jakiekolwiek dywagacje dotyczące tego tematu, obłożone były w przeszłości, klątwą lub ekskomuniką.
Natomiast wiedza i opowiadane legendy o Zapadłym kościele, niczym echo odbijane od zboczy gór, przełęczy Siarowsko–Rychwałdzkej, powracają w każdym pokoleniu, lokalizując ten Zapadły kościół, po przeciwległej stronie, rzeczywistego odkrytego miejsca, pradawnego Kultu Bożego.
Nasuwa się, w związku z tym, przypuszczenie, że ktoś?, kto pierwszy powołał do życia tę legendę-(legendy), mógł celowo osadzić jej akcję, na owym, naturalnym zapadlisku, aby odwrócić uwagę tubylców, od rzeczywistego miejsca, jakiegoś kultu pogańskiego. Ale, nie można całkowicie wykluczyć, że na owym zapadlisku, było w przeszłości, jakieś drugie miejsce kultowe.
Byłoby wielce pożądanym, podjęcie w tych miejscach, systematycznych badań naukowych, wszak południowo – wschodnie rubieże województwa małopolskiego, pod względem archeologicznym, nie są jeszcze dostatecznie przebadane i ukrywają niejedną tajemnicę,z naszej, odległej przeszłości…
Wydaje się, że wybór miejsca, przez jakąś nieznaną na razie, minioną kulturę materialną, na założenie, czy zbudowanie, jakiegoś sanktuarium, jakiegoś kultu, nie był przypadkowy.
Wręcz przeciwnie. Świadczyć może o tym, geologiczne ukształtowanie terenu, okalającego ten stok podwzgórza góry Bartnicy (Bartniej) oraz bliższego i dalszego sąsiedztwa stoku – Obłazec.
Przyjrzyjmy się ponownie wycinkom mapy austriackiej, ryciny: 1/eccle. i 2/eccle., pokazującej fragment wsi Siary górskie, z przygranicznym, ze wsią Rychwałem dolnym – Owczarami, pasmem terenu…
Na mapie tej (powiększony kadr; ryc. 2/eccle.), na wysokości napisu (gotykiem), Bartnica (z lewej strony, niewidoczne na fragmencie mapy), po Siarowskiej stronie granicy ze wsią Szymbark, widnieje rozstrzelony i nakładający się na siebie, dwuwyrazowy napis: Neolit relitha,a nieco na prawo, również rozstrzelony napis: Brunnen.
Wygląda to tak, jakby Geodeci austriaccy, sporządzający mapę, chcieli ukryć znaczenie tego napisu informacyjnego. Jest to, nad wyraz zastanawiające, dlaczego chcieli ukryć informację o tym arcyciekawym miejscu?
Znając, przysłowiową już, dokładność Niemców czy też Austriaków, należy wykluczyć jakąkolwiek przypadkową niedbałość, przy nanoszeniu opisów na arkuszu pomiarowym, lub przy sporządzaniu matrycy do druku.
Mapę, sporządzali Austriacy dla siebie, a zatem, nic na niej nie musieli ukrywać. Pozostaje tylko jeden możliwy powód ukrywania reliktowych artefaktów, a właściwie, możliwe są dwa powody. Pierwszy, to chęć ocalenia tego miejsca przed amatorami ewentualnych skarbów (wyposażenie prawdopodobnych grobów).
Drugi ewentualny powód, to prośba lub nacisk, przedstawicieli lokalnych władz i Kościoła,aby nie rozprzestrzeniać informacji, o miejscu prastarego kultu pogańskiego. Niewykluczone, że były jeszcze inne powody.
Gdy dokładnie przyjrzeć się temu napisowi na mapie, to zauważyć można, że niektóre litery, ceowo są niedokładne, aby można je było odczytywać wieloznacznie lub zaciemnić znaczenie napisu.
Analizując i literując napis informacyjny oraz zapisując wynik, na oddzielnej kartce papieru, uzyskamy ciekawy następujący rezultat. I tak, napis informacyjny, rozpoczyna się od wyraźnej, dużej litery – N. Druga litera – e, jest tak napisana, że można przeczytać ją również jako – r.
Następnie, nie dokończone ale czytelne – o. Z kolei, jest jakby – e. Następna litera – l , nakłada się na linię drogi. Kolejna (podobna do – h), to litera – i. Kończą te wyrazy litery, rozmieszczone już w równych odstępach, mianowicie: – t, h, a.
Wspólne dla obydwu wyrazów litery, to: – e = r, l oraz –i – t . Dalszy wyraz informacyjny Brunnen, napisano z dużej litery jako wyraz samodzielny, przy zakończeniu którego, znajduje się jakby cyfra 5 (lub – S,); może oznaczać – (informować), jak napisaliśmy na jednej, z poprzednich stron, owo głębokie zapadlisko na północno wschodnim stoku góry Obocz, zwanej Rychwałdzką, w Siarach górskich.
Może wskazywać też, występujące na terenie wsi Siary górskie, liczne kopane studnie ropne. Ale, nie wykluczone, że mogą to być jakieś napotkane przez Geodetów, studnie kultowe jakiejś Kultury materialnej, z odległej przeszłości.
Odnieść się jeszcze należy, do szczególnego, kolisto – promienistego, znaku z zaznaczeniem pośrodku, umieszczonego, na mapie pod napisem Neolit, tuż pod literą –e. Jest to, jak gdyby, symbol Słońca, określający przybliżony wiek oraz domniemane przeznaczenie, tego reliktowego miejsca; Kiedy Słońce, było Bogiem.?…
Po dokonaniu tego niecodziennego odkrycia w Siarach górskich w przysiółku Rzemieszka, na stoku góry Bartniej (nazywanej również Bartnicą), na płaskowyżu odchodzącym od rozstaju dróg nad przełęczą Żdżar w kierunku południowo-wschodnim, a jak się okazało, z okresu późniejszej epoki kamienia gładzonego, autor Szkicu…, z Dziada-Pradziada Siaranin, a urodzony w Siarach Nadole, gdzie posiada niewielką działkę ziemi, otrzymaną od swoich przodków, począł się bacznie przyglądać kamieniom i różnym znaleziskom podczas wykonywania różnorakich prac ziemnych oraz w wykopach czynionych z potrzeby…
Teren Siar Nadole, to rozległa dolina utworzona przez połączone, w środkowej części Siar; rzekę, współcześnie nazywaną Sękówką oraz potok Siary. Rzeka Sękówka, okresami bardzo dzika i groźna, przenosiła często swoje koryto na terenach Siar Nadole, co raz to, w inne położenie.
Ile materiału ziemnego wyrwała i zabrała z tego terenu, świadczyć mogą wysokie, miejscami nawet do ośmiu metrów., nadbrzeża. Rzeka, oparła się wreszcie o twarde, skaliste dno i powoli, zaczyna zanikać.
Na dawnych i współczesnych pozostałościach koryt tej rzeki, na oraniskach pól, już uprawowych, można niejednokrotnie napotkać różnorakie zastanawiające artefakty oraz liczne skorupy glinianych naczyń.
Kto interesuje się chociaż trochę archeologią, może domniemywać, a nawet mieć pewność, że rzeka Sękówka i potok Siary, przynosiły tu i pozostawiały w miejscu ich dawnych, wcześniejszych koryt, z terenów ich górnego biegu, jakieś przedmioty, ślady wytworów kultur materialnych; ludów zamieszkujących te tereny w odległej przeszłości.
Napotykane na polach uprawowych różnorakie skorupy naczyń glinianych, nie są duże. Są to przeważnie ułamki o wielkości nie przekraczającej sześciu cm². Pochodzić one mogą zarówno z odległych miejscowości przez które przepływają osadzające je tutaj rzeki, jak też mogą byći zapewne są, pochodzenia miejscowego.
W śród nich, napotkać można skorupy z surowej nie wypalonej gliny oraz po termicznej obróbce. Na pierwszy rzut oka, pochodzą one z glinianych garnków lub dzbanów. Są tu skorupy z tradycyjną polewą, ale zdarzają się też skorupy ciekawie malowane.
Wśród zbiorów, zdarzają się gliniane głowice fajek, również jakieś piszczałki, świstawki. Bardzo wyjątkowo spotyka się fragmenty naczynia przypominające dziecięcy smoczek do karmienia niemowląt. Prawdziwym rarytasem są cieniutkie skorupki porcelanowe; ułamki talerzy, filiżanek, figurek, zapewne z dworów.
Powracając do zasadniczego wątku… Wykonując na swojej posesji w Siarach Nadole wykop pod kanalizację, autor Szkicu…, przyglądając się uważnie napotykanym kamieniom, natrafiał na głębokości około dwóch metrów (na odcinku około ośmiu metrów), na różnorakie, ciekawe w kształcie kamienie.
Były to, jak się wydawało, celowo obrabiane kamienne narzędzia – różne ociosy; jakieś siekierki, jakby tłuki i kamienne niecki do przetwarzania ziaren zboża na mąkę oraz …zastanawiające swoimi wymyślnymi kształtami, przedmioty niewątpliwie gładzone.
Do czego mogły służyć te przedmioty? Czy były to pomoce naukowe do nauki geometrii, czy też jakieś neolityczne modlitewne ołtarzyki kultowe? Zapewne, będą to wiedzieć Archeolodzy.
Artefakt. 1/eccle. Skan komputerowy. Płaski Kamień z błyszczącymi drobinami (miki?), o strukturze piaskowca. Jednolita grubość dwanaście milimetrów. Awers i rewers z zapałką. Długość zapałki czterdzieści pięć mm. Wysokość artefaktu – dziewięćdziesiąt pięć mm. Szerokość ramion – siedemdziesiąt siedem mm. Czy mogła ten przedmiot wykonać sama natura?
Art. 2. Skan komputerowy. Płaski kamień o strukturze piaskowca z błyszczącymi miniaturowymi ziarnami miki (również w Art. 1.). Grubość zbieżna, wzrastająca od wierzchołka do ramion od 20 (przy wierzchołku), do 16 mm (przy ramionach). Awers i rewers z zapałką. Wysokość artefaktu 112mm, Szerokość ramion 70mm. Wysokość zapałki 45mm.
Art. 3. Skan komputerowy. Płaski, od połowy w kierunku szczerby po skosie, lekko wybrzuszony ze zmienną grubością, od 20 przy wierzchołku, do 18mm na wysokości ramion. Awers z lewej, rewers z prawej strony. Szczerba powstała wtórnie. Może spowodowana pługiem. Wysokość 120mm, szer. 70mm. Kamień twardy, struktura zwarta, kolor ciemny.
Art. 4. Skan. Komputerowy. Płaski kamień – piaskowiec, bardziej gruboziarnisty, z liczn. większymi ziarnami miki. Artefakt, jakby niedopracowany. Na wysokości ramion, ku górze, zeszlifowany do ostrej krawędzi 15mm. Świeża szczerba od łopaty. Brązowe zabarwienie od bryły Ochry, z którą stykał się w glebie. Grubość w miarę jednolita, 20mm. Wys.120mm. Szer. ramion 76mm.
Art. 5. Znalezisko współczesne. Zamieszczono dla porównania kształtu. Przedmiot metalowy wykonany, jak się wydaje, z blachy aluminiowej, ale bardzo twardy. Grubość jednolita około 3mm. Wysokość 180mm. Szerokość ramion 160mm. Kolor szary.
Druga, samotna wyprawa do lasu Rzemieszka, na siarowski Obłazec u podwzgórza Bartnicy, do ruin tajemniczego sanktuarium?
Niespodziewane natrafienie, podczas pierwszej wyprawy (20. października 2006 r.), w lesie, należącym do przysiółka Rzemieszka, we wsi Siary górskie, na dziwne, reliktowe miejsce, z piaskowo – ziemnym pagórkiem, z tajemniczą ruiną z olbrzymich, wielotonowych głazów, z których niektóre wskazują na celową ich obróbkę, pokrytych patyną bardzo starego mchu, oplecionych leśną ostrężyną, pomiędzy które, wciskają się głęboko korzenie rosnących już na tym miejscu drzew spowodowało, natychmiastowe skojarzenie ze sztucznie wykonanym obiektem – kurhanem wokół którego, dosyć regularnie rozmieszczono pojedyncze duże głazy, tworzące kamienny krąg.
Znalezisko to, po pospiesznym, z konieczności, opuszczeniu tego miejsca, pozostawiło w umyśle, jakąś nieuświadomioną tęsknotę oraz nieodpartą chęć powrotu do tego ezoterycznego, magicznego miejsca. W miarę zaplanowany powrót, nastąpił niebawem w kolejny słoneczny dzień końcem października 2006 r..
Zaopatrzony w różne niezbędne gadżety; szkicownik, busolę Adrianowa, taśmę mierniczą, metrówkę, ołówek, oraz, oczywiście, aparat fotograficzny, autor Szkicu…, tym razem samotnie, ale znów nieodzownym rowerem górskim, wyruszyłem na ten trudny szlak.
Tym razem mam zamiar dojścia do kurhanu, od strony wodociągu, w przysiółku Rzemieszka, na pograniczu z Owczarami (dawnym Rychwałdem). Odległość z Gorlic do tego przysiółka wsi Siary, wynosi około 7km.
A więc, dobry dojazd do znajomej figury z jakimś Świętym – ufundowana, jak głosi napis, przez małżonka, niejakiego Garana, jego żonie Wiktorii, z Hajduków, na pograniczu wsi Siary górskiei Rychwałd dolny (współcześnie Owczary). Niepozorna polna dróżka w prawo, nie zapowiada niespodzianek które, za chwilę czyhać będą na wędrowca.
Należy na wstępie poinformować, że zupełnie, ale to zupełnie inaczej, widzi się drogę schodząc po leśnym zboczu w dół, a zupełnie inaczej, podchodząc z odwrotnej strony, cały czas pod górę.
I oto, pierwsza niespodzianka. Wśród wysokich zarośli, dróżka rozdziela się na dwie odnogi. Którędy więc należy podążać? Przy schodzeniu w dół nie było tego problemu.
Kilkadziesiąt kroków w lewo i otwarcie się widoku na kilka domów Rzemieszki, po prawej, pozwala zorientować się, że wybór drogi był niewłaściwy. Z powrotem więc, do rozwidlenia dróg. A zatem na prawo.
Znajome domy i wejście obok nich, po lewej, do wąwozu będącego drogą, o znacznej wysokości nieomal prostych ścianach bocznych nadbrzeży, którą to drogą, na odcinku około stu metrów, płynie sobie potok właśnie. Widocznie tak mu było wygodnie. Jest przecież u siebie.
Mnie, niestety nie było wygodnie. Rower na ramię i skoki, z kamienia na kamień, które co kawałek wystają z wartkiego potoku, bacząc, aby trafiać precyzyjnie, co pozwoli uniknąć przemoczenia obuwia i nóg.
Drogi na Siarowski Obłazec w dzielnicy Rrzemieszka; od pogranicza z Owczarami oraz wierzchowiną…
Foto. 7/eccle. figura. Foto. 8/eccle. i kadry biegnącej tajemniczej postaci na szczudłach.
Foto. 7. Pogranicze sianowskorychwałdzkie. Figura Matki bożej, rodziny Garanów. Od głównej drogi do Owczar, odchodzi w prawo, droga na siarowski Obłazec.
Foto. 8 i kadry. Pozostawiamy w tyle ostatnie domy Rzemieszki. Z lasu, na spotkanie z nami, wychodzi tajemnicza jasna postać i podąża wysoko ponad uschniętą trawą łąki, jakby na szczudłach, w kierunku stojących w głębi na tle kępy drzew ciemnych postaci, których w Realu nie było. Zamanifestowały się na fotografii, po wywołaniu błony filmowej.
Foto. 9 i 10. Droga wąwozem potoku Obłazec. Ostatni dom Rzemieszki. Pod nim, na skraju drogi olbrzy-mi obrabiany kamienny prostopadłościan, a nieco dalej, również obrabiany kamień węgłowy?
Foto. 11 i 12. Na odcinku ok. 100m potok Obłazec płynie sobie drogą. Na pewnych odcinkach, pokazuje na co go tak naprawdę stać.
Foto. 13 i 14. Prospekt drogi pro- wadzącej do wodociągów i dalej do lasu Rzemieszka w którym, znajdują się neolityczne ruiny sanktuarium…
Foto. 15 i 16. Rozstajne drogi na pograniczu Siarowsko – Szymbarskim ponad przełęczą Żdżar. Przy rowerach, Autor Szkicu… Stąd, od drogi w prawo, ścieżka do Rzemieszki i do kurhanów.
Foto. 17 i 18. Drogi prowadzące n. szczyty Bartniej góry i Piorunkinówki ponad Bielanką i Szymbarkiem naznaczone dużymi głazami.
Nareszcie koniec wąwozu, z drogą – potokiem Obłazec, a właściwie, z jego lewą odnogą, która odchodzi w lewo, do głębokiego kamienistego parowu. Stąpam już suchą drogą, niestety, w przemoczonym doszczętnie obuwiu.
Po lewej, wyłania się ogrodzony teren wodociągu Rzemieszka. Jest tam trawiasty kopiec, kryjący zbiornik i niewielki budyneczek, zapewne stacja pomp. Za tymi urządzeniami (trzecia niespodzianka), droga rozwidla się (dwie), słychać piękny melodyczny szmer zbiegającego się tutaj wododziału kilku potoków.
Wybieram drogę w prawo. Pojawiają się sztuczne twory; kamieniste i betonowe ujęcia – progi na kilku mniejszych potokach. Kolejne rozwidlenie dróg. Ta w lewo, wydaje się za płaska. Wybieram tę, nieco pod górę, w kierunku północnym. Poprzednio, schodziliśmy odwrotnie, w kierunku południowym. Kolejne rozwidlenie.
Drogi są bardzo rozjeżdżone, z głębokimi koleinami od ciężkich pojazdów. Tak właśnie to wyglądało gdy schodziliśmy. Wybieram tę na prawo, na północny – zachód. Słońce mam po lewej ręce, ale już wysoko. Trochę niepokoi fakt, że nie napotykam na owe mostki z okrąglaków i miejscami, takie same chodniki z podobnych, wdeptane w rozmiękłą drogę.
Wszak spodziewam się, że wkrótce je napotkam. Przede mną, na wyniosłości powstałej pomiędzy dwiema koleinami po kołach ciężkich pojazdów, na słonecznej plamie rzutowanej przez gęste korony drzew, wyrastają, jak po przysłowiowym deszczu (od przeszło miesiąca nie spadła ani jedna kropla), ustawione w jednym szeregu, w odstępach około 15cm, cztery piękne, dorodne grzyby, na wysokich, dosyć grubych trzonach.
Po zbliżeniu się do nich, rozpoznaję brązowe, dziesięciocentymetrowe kapelusze osikowców. Stoją dosłownie na osi drogi, a tak dokładnie jeden za drugim, że można przeprowadzić pomiędzy pierwszym, a ostatnim, linię prostą. Chwila zastanowienia, zabrać je, czy pozostawić. Jednak, zwycięża jakaś podświadoma natura zbieracza.
Znam i szanuję prawa przyrody. Prawa leśne. Dobywam scyzoryk i odcinam trzony grzybów powyżej ściółki, chociaż nowe zalecenia, nakazują je wykręcać. Zabieram trzy z nich. Czwarty, okazuje się nieco wiekowy. Niech pozostanie rozsiać spokojnie swoje zarodniki. Trzy, dorodne osiczaki, wędrują do plastikowej torebki po śniadaniu i dyndają sobie swobodnie, na kierownicy roweru.
Rozbudzona z długoletniego uśpienia, żyłka zbieracza – grzybiarza, nakazuje rozglądać się bacznie wokół, gdyż grzyby lubią towarzystwo. W pobliżu, tego towarzystwa nie było. Ruszam więc dalej, oczywiście, ze wzrokiem przy ziemi, zapominając na chwilę, o celu wyprawy. I to był oczywisty błąd.
Wędrówkę lasem Rzemieszki, rozpoczynałem około dziewiątej. Słońce było jeszcze ponad drogą rychwałdzką, ale teraz, przesunęło się już znacznie wyżej i jakoś dziwnie zostawało w tyle, a miało być, w miarę upływu czasu, raczej przede mną, nieco z lewej strony. Nareszcie, po około godzinnym marszu, jakieś bardziej znajome okolice.
Może to jest ów płaskowyż z kurhanem? Ale nigdzie go jednak nie widać. Co jest, do licha? Gdzież on się zapodział? Najlepiej będzie wyjść z lasu w stronę prześwitu i zorientować się, gdzie rzeczywiście się znajduję. No tak. To nie kurhan gdzieś się zapodział, lecz to mnie, kluczące i plączące się leśne dróżki, zaprowadziły na manowce.
Czyli, jak powiadali starsi ludzie Siar i nie tylko, łaziliśmy gdzieś po niechwiejach, obłazach i manowcach, a nie szliśmy właściwą prostą drogą do celu. Nie na darmo cały ten stok nazywają Obłazec. Wychodzę zatem z lasu, a wychodzę wprost … na łąki, u podnóża Wierzchowiny które to miejsce, nazywają Za lasem, czyli w pobliżu drogi do miejsca, owych rzeczywistych trzech kopców granicznych, trzech sąsiednich wsi.
Stoi tu kilka domów enklawy Rzemieszka. Tędy to, również przebiega żółto – biały szlak magórski. Jestem więc, dokładnie w punkcie wyjścia z poprzedniej wędrówki, z synem Arturem.
No cóż, wszystko ma swoja cenę. Za przyjemność grzybobrania, trzeba było zapłacić kluczeniem i sporym nadłożeniem drogi. Zaabsorbowany grzybami, wszedłem na niewłaściwą leśną ścieżkę, których w tym lesie, zwłaszcza u podwzgórza stoku, jest wiele i należało pilnie baczyć, aby wybrać właściwą.
Po wysokości Słońca widać, że jest już około południa. Ale cel wędrówki był przecież jasno wytyczony; kamienny kopiec. Znów rower na ramię, aby łatwiej móc przebyć rozległą łąkę,z suchą trawą po pas. Teraz, przedzieranie się około kilometra, mało uczęszczaną leśną ścieżką poprzez zarośla. Wreszcie, wychodzę na żwirową drogę leśną, która doprowadza mnie, do znajomego skrzyżowania ponad przełęczą Żdżar. Z tego miejsca, na pewno nie pomylę już drogi do kamiennego kurhanu.
Wchodzę w las znajomą ścieżką, gdzie za pierwszym wejściem napotkałem węża, którywskazał mi wówczas drogę, z kierunkiem na wschód. Ale odszukanie właściwej ścieżki wcale nie jest takie proste. Jakby prastare duchy opiekuńcze tego magicznego miejsca, celowo gmatwały drogę do kurhanu.
Co jest u licha? Jest jakiś pagórek, ale jakby dużo mniejszy. Nieopodal, w zasięgu wzroku, jakby drugi pagór, podobny. Co się dzieje? Przecież wszedłem w ten sam obszar lasu i tą samą, jak mi się wydawało, ścieżką jak za poprzednim razem.
Zostawiam rower na widocznym miejscu i zaczynam zataczać coraz większe koła wokół tego roweru. Nareszcie, jakby znajome drzewa. Teraz dopiero spostrzegam przy dwóch lub trzech rosnących blisko siebie drzewach, jakieś drewniane drabinki. Podchodzę bliżej i widzę, że jest to tak zwana ambona myśliwska do czatowania na zwierzynę. Ale, zapewne również zimowy paśnik do dokarmiania płowej zwierzyny.
Wszak mnie interesuje obecnie coś innego. Gdzież to, znajduje się ten wielki kamienny kopiec? Jakże trudno jest odnaleźć w lesie jakieś konkretne miejsce. Z daleka, całe otoczenie jawi się takie same. Wszystkie drzewa są do siebie podobne. No, nareszcie widzę coś konkretnego. To jest chyba to miejsce, ale podchodząc od innej strony, widzę je zupełnie inaczej.
Obchodzę wzgórek dookoła. Tak! To jest ten ziemno – kamienny kurhan odkryty podczas pierwszej wyprawy. Trzeba teraz powrócić do pozostawionego roweru, przy którym jest bagaż z przyborami do pomiarów i szkicowania. Idąc do pozostawionego znacznie powyżej, na płaskowyżu roweru, przechodzę w pobliżu, zauważonego wcześniej innego pagórka. Trzeba go obejrzeć z bliska.
Podchodzę. No tak, oczywiście. To jest również ziemno – kamienny kurhan, z kamiennym kręgiem wokół. Z lewej strony od niego, w pewnej odległości, majaczy wśród drzew, kolejny pagórek. Podchodzę i już wprawnym okiem dostrzegam, że jest to trzeci, ziemno-kamienny kurhan, z kamiennym kręgiem wokół.
Razem, tworzą grupę trzech kurhanów, rozmieszczonych na planie trójkąta, którego wierzchołkami, są owe kurhany. W pobliżu jednego z górnych kurhanów, nazwijmy go zachodnim, wystają z gleby, ustawione w jednej linii niczym szereg żołnierzy, pojedyncze kamienie.
Gdyby wyobrazić sobie linię prostą, położoną na ich wierzchołkach, to po wycelowaniuwzdłuż tej linii, stojąc od strony kurhanu, można by namierzyć wschodzące Słońce wiosną.(!)… Z trudem opanowuję narastające podniecenie, które spływa na mnie z tych, pokrytych wielowiekową, ciemno – zieloną patyną mchu, różnorakich w kształcie i formie, kamieni; uruchamiając natychmiast moją wyobraźnię, wywołującą różnorakie wizje z odległej przeszłości.
Natychmiast, przypominam sobie zalecenia zachowania się w lesie w miejscach szczególnie osobliwych, wyczytane z jakiegoś artykułu, w miesięczniku Nieznany Świat. (…) Należy, zwrócić się do duchów opiekuńczych danego miejsca, przeprosić ich, za przypadkowe wtargnięcie na ich terytorium, zakłócenie ich spokoju i poprosić o pozwolenie przebywania w tym miejscu, niczego wszak nie niszcząc i nie zabierając…(!)
Mamroczę więc pod nosem, na wszelki wypadek, takie przeprosiny i prośby. Dyscyplinuję się jednak i nakazuję sobie, zabranie się rzeczowo do pracy. Zacznę od pierwszego odkrytego kurhanu. Od największego, zapewne głównego, wiodącego w tej grupie. Przenoszę rowerz bagażem na ramieniu, do głównego kurhanu i lokuję go na wyniosłości, aby był widoczny z dwu pozostałych, ale w taki sposób, aby nie przeszkadzał.
Najpierw fotografowanie dopóki jest jeszcze Słońce. Pstrykam po kilka ujęć każdego kopca. Przy głównym, staram się zachować kierunek jego formowania, uwzględniając wyrobiska, gdzie ktoś pozyskiwał kamień (?). Nie mam pewności, czy fotografie oddadzą w pełni rzeczywistość tych miejsc, gdyż gęste korony drzew, jeszcze mocno trzymające liście, utrudniają Słońcu, właściwe oświetlenie.
Teraz kolej na szkicowanie. Dobywam szkicownik, busolę i ołówek. Na karcie szkicownika, zaznaczam przy pomocy busoli, strony świata. Wykonuję szkic – rzut poziomy, największego kurhanu, w odniesieniu do stron świata. Udaję się do dwóch pozostałych kurhanów, czyniąc to samo. Dokonuję pomiaru odległości, w prostej linii, pomiędzy trzema kopcami, wierzchołkami umownego trójkąta.
Oceniam średnicę ich podstaw, średnicę kamiennych kręgów wokół nich. Niestety, nie będą to pomiary dokładne i precyzyjne. Do takich pomiarów, niezbędne są, co najmniej, dwie osoby i posługiwanie się taśmą mierniczą oraz przyrządami geodezyjnymi. Ja, czynię to na piechotę, w miarę metrowymi krokami. Wszystkie przybliżone wyniki pomiarów, nanoszę do szkicownika, na szkic planu rozmieszczenia kurhanów i kręgów…
Zaabsorbowany i pochłonięty całkowicie wykonywanymi czynnościami, odczuwam w pewnym momencie, jakiś nieuświadomiony, ukierunkowany niepokój. Czynię nagły zwrot przez prawe ramię. W odległości trzech kroków spostrzegam stojącego, około 45 letniego, wysokiego mężczyznę.
Ubrany jest w zielono – szary mundur. Na lewym ramieniu, widnieje biały, dobrze widoczny napis: Straż leśna. Z prawego ramienia zwisa karabin z lunetką. To, prawdopodobnie sztucer. Na wyposażeniu ma jeszcze torbę – raportówkę, radiotelefon i lornetkę.
– A to mnie pan zaskoczył. – Odezwałem się szczerze pierwszy. Żeby tak dać się podejść – kontynuowałem, aby pokryć zmieszanie.
– Przebywa pan na terenie lasów państwowych. – Poinformował służbowo Strażnik – Do lasu, nie wolno wprowadzać rowerów…
– Nie wolno? Naprawdę o tym nie wiedziałem. – Przerwałem pouczenia strażnika. Wzrok jego, powędrował i spoczął na moim rowerze, gdzie przywiązane było narzędzie, które ongiś, było motyczką, a po odłamaniu się konchy, pozostały dwa szpikulce, w formie litery V. Zabrałem to narzędzie, z zamiarem odciągania nim, leśnych ostrężyn, porastających większość głazów, aby były one lepiej widoczne podczas fotografowania.
Ale, nie użyłem tego narzędzia. To byłoby bardzo czasochłonne przedsięwzięcie i wymagałoby, zaangażowania wielu osób. Dobrze, że nie odwiązywałem tego narzędzia od ramy roweru – pomyślałem. Strażnik, widocznie pomyślał tak samo, gdyż przeniósł wzrok, na otwartą, brezentową torbę, w której, miałem wodę do picia w plastikowej butelce, aparat fotograficzny, już w pokrowcu i zwiniętą kurtkę przeciw deszczową.
Otwarty szkicownik, wraz z busolą i ołówkiem spoczywał na glebie, tuż obok. Widocznie nic tam nie było, do czego, można by się było przyczepić, gdyż Strażnik, przeniósł wzrok na torbę plastikową, zawieszoną na kierownicy roweru.
– O! Grzyby pan zbiera. – Zauważył. – Już miałem na końcu języka – a co, to już nawet grzybów nie wolno w lesie państwowym zbierać? – W porę jednak zmieniłem odzywkę. – Nie, nie zbieram grzybów. Po prostu, prawie na nie wszedłem. Rosły dosłownie na drodze, więc wziąłem. Nie mam nawet pewności, czy są dobre. Dawno nie zbierałem grzybów.
– Mogę zobaczyć?- Zbliżył się na wyciągnięcie ręki. – Zdjąłem torbę z grzybami, rozwarłem i podsunąłem Strażnikowi do obejrzenia.
– Tak, to dobre grzyby – powiedział. – To osikowce. Są bardzo ładne, dorodne i zdrowe.
Strażnik nie mógł nie zauważyć, że ich trzony, są równo ucięte nożem. Wyciągnął niespodziewanie, rękę do powitania.
– .…, jestem – wymienił wyraźnie swoje nazwisko, którego jednak nie zapamiętałem.
– A pan, czy może się pan przedstawić – zapytał Strażnik? Wymieniłem swoje, podejmując wyciągniętą do powitania dłoń Strażnika.
– Widzę, że coś pan rysuje – powiedział, zwracając wzrok, na otwarty szkicownik. – Tak, próbuję naszkicować te kopce i kamienne kręgi – odpowiedziałem.
– Kręgi? Jakie kręgi?, – zapytał zdziwiony Strażnik. – No, te trzy pagórki. – Pokazałem ręką.
– To nie są żadne kręgi – odparł. – Ludzie, nazywają te kopce, piaskowe wzgórza. Przed wojną, wydobywano stąd piasek. O, z tych dołów. – Wskazał na wyrobiska. – To dobry, czysty, gruboziarnisty piasek. – Kontynuował Strażnik.
Tak, ale w tym piasku, było i jest nadal, dużo obrabianego kamienia. Jakby jakaś kostka brukowa. – Zauważyłem. – Kamień, zapewne też stąd pozyskiwano.
– Wiem tylko, że wydobywano tutaj piasek. – Potwierdził swoje pierwsze oświadczenie, Strażnik.– A wie pan – kontynuowałem swój wywód. – Te kamienne pagórki, to musiały być, jakieś celowo zbudowane ongiś, przed wielu set laty, obiekty, jakiegoś kultu pogańskiego. Z okresu Neolitu zapewne. Może Nadleśnictwo, ma jakieś wiadomości na ten temat?
– Miejsce to, ten płaskowyż, miejscowi ludzie, nazywali i nadal nazywają, Obłazec. Ale o tym, żeby miało tu być jakieś kultowe miejsce, nikt nigdy nie wspominał. – Odpowiedział Strażnik. – W Nadleśnictwie, też nic na ten tema, nie wiedzą – dodał po chwili.
– No tak, ale ten las – kontynuowałem, – wydaje się być dosyć młody, w stosunku do innych, okolicznych lasów, na tym terenie.
– Tak, to prawda. W Nadleśnictwie w Zagórzanach, oceniają jego wiek, na jakieś osiemdziesiąt do stu, z górą lat. – Zgodził się ze mną Strażnik. – A co tutaj było wcześniej, na tym płaskowyżu? – Zapytałem. Wydaje się, jakby był on kiedyś bezleśny. Może był to teren uprawowy? Zapewne, widać stąd było przeciwległe wzgórze rychwałdzkie, z Dziadówką? – Informowałem się nadal.
– Być może, że tak było, – odpowiedział Strażnik, – ale ja, jestem tylko strażnikiem i nic mi o tym nie wiadomo. Może Nadleśniczy z Zagórzan, będzie coś na ten temat wiedział. Zapraszam do Nadleśnictwa – Powiedział uprzejmie strażnik.
– A tak, na przyszłość – powrócił do służbowego tonu, – proszę za każdym razem, gdy będzie pan miał zamiar tutaj się wybierać i coś robić; szkicować czy fotografować, sam, czy też z kimś innym, należy ten zamiar, zgłosić wcześniej do Nadleśnictwa i uzyskać zgodę Nadleśniczego.
– Oczywiście, zastosuję się do tej rady – oświadczyłem. Ale ten las, znajduje się przecież na terytor-ium Siar, w przysiółku Rzemieszka. – Chciałem się upewnić.
– Tak właśnie jest, ale pod nadzorem Nadleśnictwa w Zagórzanach. Natomiast, pobliski las, na Bartniej górze, podlega i należy już, do Nadleśnictwa w Łosiu. Są tutaj również lasy prywatne – Udzielił obszernej informacji Strażnik.
– Wiem, wiem. – Odparłem. Idąc tutaj od Wierzchowiny, widziałem na drzewie tablicę informacyjną, ostrzegającą przed naruszeniem prywatnej własności. Sądzę, że Lasy Państwowe, są bardziej tolerancyjne. A proszę mi jeszcze powiedzieć, gdzie, którędy, przebiega granica Siar ze wsią Owczary?
– Wzdłuż potoku. – Strażnik wskazał ręką na kierunek południowy, skąd właśnie przybył.
– Widziałem tam bardzo głęboki parów, z płynącym na jego dnie, potokiem – powiedziałem.
–Tak, ale to nie jest ten pierwszy, bliższy potok – zaoponował. – Tam, nieco dalej na południe, jest drugi, również w głębokim parowie. To tamtym potokiem, przebiega granica Siar z Owczarami. A widział je pan? – Zapytał nieoczekiwanie Strażnik. A widząc moje zaskoczenie dodał – a rysie pan widział?
– Rysie – powtórzyłem nieco zaskoczony pytaniem. Są tutaj rysie? – Zapytałem naiwnie. – Pewno, że są – odpowiedział – ale pan je przepłoszył. Czekałem na nie, o tam – wskazał ręką w kierunku, gdzie zamajaczyła mi, na początku wyprawy, myśliwska ambona. -Dzisiaj już tutaj nie przyjdą. – Oznajmił, jakby z wyrzutem w głosie.
– Przypominam panu jeszcze raz, o obowiązku nawiązania kontaktu z Nadleśniczym, gdyby miał pan zamiar znów tutaj kiedyś przybyć. Wyciągnął rękę na pożegnanie, ze słowami: – darz bór, – i oddalił się w kierunku Wierzchowiny.
– Wzajemnie, – powiedziałem pospiesznie, – patrząc, jak wkrótce, jego mundur stapia się z kolorem tła i znika z moich oczu…
Dopiero teraz, przyszło odprężenie i refleksja. Przez cały czas moich czynności pomiarowych, byłem pilnie obserwowany, zapewne przez lornetkę, przez owego strażnika, czatującego na wywyższonej ambonie myśliwskiej, podczas gdy ja, Jego nie widziałem. Ale, nie czyniłem przecież niczego złego.
Co najwyżej, dla obserwatora, moje zachowanie mogło być dosyć dziwne, podejrzane zachowanie. Nie wykluczam, że nadal byłem obserwowany z jakiegoś, Strażnikowi tylko znanego, ukrycia. Ale należało przecież dokończyć rozpoczęte pomiary.
Jeszcze raz, obszedłem każdy z trzech kurhanów dookoła. Również, wspiąłem się na wierzchołek każdego z nich. Zauważyłem, że u podnóża każdego kurhanu, w pewnej stałej odległości, rozmieszczone są pojedyncze głazy, tworzące wokół kurhanu, swoisty krąg.
Na pierwszy rzut oka, wygląda to tak, jakby te głazy, stoczyły się z wierzchołka kurhanu. A skoro wokół każdego kurhanu, taki kamienny krąg się znajduje, domniemywać można, że nie powstał on przypadkowo i spontanicznie, ale, że został celowo utworzony i spełniał w przeszłości, jakąś rytualna funkcję.
Głazy w kręgu, różnią się wielkością i na różną wysokość wystają z podłoża. Niektóre z nich, te mniejsze, są już prawie zasypane nawarstwiającym się poszyciem leśnym…
Jednak, przy sporym nakładzie pracy większej ilości osób, można by te kręgi odsłonić i uwidocz-nić w pełnej okazałości, na fotografii czy szkicu.
Z takim właśnie zamiarem, wybierałem się na tę wyprawę. Może, gdybym nie pobłądził w lesie, nie odkrył dwóch dodatkowych kurhanów i nie spotkał Strażnika leśnego, udałoby się, ten kamienny krąg wokół dużego kurhanu, przynajmniej pobieżnie odsłonić. Ale teraz, po utracie sporej, najlepszej części dnia, mając w pamięci kategoryczny nakaz strażnika leśnego, a raczej zakaz, podejmowania jakichkolwiek czynności w lesie, bez pozwolenia nadleśniczego, nie miałem żadnej szansy na wykonanie swojego zamiaru.
W lesie robiło się już ciemno. Słońce schodziło do przełęczy żdżarskiej, a mnie, czekała jeszcze długa i uciążliwa droga powrotna. Przed powrotem, sfotografowałem jeszcze dwa źródełka, wypływające wprost ze zbocza płaskowyżu; z boku i poniżej dużego kurhanu.
Dopiero teraz zauważyłem, że ściółka leśna wokół nich, jest zryta i podeptana racicami leśnych zwierząt; zapewne płowych – jeleni, łani oraz dzików. To zapewne dlatego, wybrano to miejsce w pobliżu, na punkt obserwacyjny i zbudowano tę myśliwską ambonę. Zwierzyna przychodzi tutaj do wodopoju i łatwo ją upolować. Przepraszam, a może tylko obserwować.
Zakończyłem więc moje prace badawcze. Podziękowałem duchom opiekuńczym tego miejsca, za okazaną mi przychylność i wyruszyłem w drogę powrotną.
Uszedłem, może jakieś dwieście metrów w dół stoku płaskowyżu, mając jeszcze w zasięgu wzroku największy kurhan, który majaczył pomiędzy drzewami na tle zapadającego się w przełęczy Żdżar Słońca, gdy pośród obficie porozrastanych w tym miejscu ostrężyn leśnych i paproci, spostrzegłem olbrzymi głaz, wystający z zieleni.
Ponieważ pozostało mi jeszcze kilka klatek filmu w aparacie, postanowiłem je wykorzystać i sfotografować ten olbrzymi głaz. Z wielkim trudem, przedzierając się przez oplątujące mnie ostrężyny, dobrnąłem do tego głazu. I co się okazało, jest to jakby… kolejny, czwarty już, kamienny kurhan, skrzętnie ukryty w gęstym runie leśnym.
Pobieżna lustracja tego miejsca wykazała, że nowoodkryta grupa głazów, położona jest dokładnie na osi największego, nazwijmy go głównym i średniego, położonego najwyżej stoku, ziemno – kamiennego, kurhanu. Umowna linia, przebiegała przez miejsce gdzie aktualnie stałem, na największym – najwyższym głazie, tego czwartego kurhanu.(?),
Wokół tej grupy głazów, jest również kamienny krąg (!), utworzony z pojedynczych głazów, ukrytych w zaroślach. Rozpocząłem fotografowanie, ale po dwóch, może trzech, pstryknięciach, aparat przedłużył ostatnią czynność i odmiennym dźwiękiem, zasygnalizował proces przewijania błony filmowej czyli, definitywny koniec fotografowania!
Teraz dopiero przyszło prawdziwe odprężenie i próba podsumowania tego wszystkiego, co wydarzyło się podczas dzisiejszej i poprzedniej wyprawy, do kamiennych kręgów. Odniosłem nieodparte wrażenie, że wszystko, było dokładnie, przez Kogoś, zaplanowane. Każdy mój krok w tym lesie.
Najpierw więc, na mojej drodze (dosłownie), pojawiły się cztery grzyby, rosnące w jednym rzędzie, symbolizujące te cztery kurhany z kamiennymi kręgami, rozmieszczone, w mniej więcej, jednakowych od siebie odległościach. Napotkane grzyby, spowodowały rozproszenie mojej uwagi i zgubienie właściwej drogi, a w konsekwencji, doprowadzenie mnie, do owej ścieżki, na której, podczas pierwszej wyprawy, zauważyłem węża.
Umykając spod moich nóg, wskazał mi kierunek marszruty, która zakończyła się odkryciem, ziemno – kamiennego kurhanu głównego. Podczas drugiej wyprawy, po wejściu na tę ścieżkę, zrazu dobrze widoczną, lecz później ginącą w leśnych zaroślach, zamiast pójścia w lewo skos, skierowałem się lekko na prawo, a to zboczenie, w stosunku do poprzedniej trasy, naprowadziło mnie w konsekwencji, na dwa dodatkowe kurhany i kręgi.
Tak więc, symboliczny krąg dokonanych odkryć, jak na razie, zamknął się na czwartym kamiennym kurhanie. Czy był to czysty przypadek, czy też …Czyjeś celowe działanie – a takie jest moje subiektywne odczucie – pozostawiam do rozstrzygnięcia Szanownemu Czytelnikowi…
Schodząc w dół i rozmyślając o przeznaczeniu tych kurhanów po łagodnym w miarę stoku, w kierunku wodociągu i kilku domów przysiółka Siar górskich – Rzemieszki, zauważyłem i rozpoznałem jeszcze, co najmniej trzy, dodatkowe jakby kurhany i kamienne kręgi, z olbrzymimi głazami pośrodku. Po prostu wyrastały przede mną w pobliżu i po obydwu stronach leśnej drogi. Sądzić można, ze znacznego ich oddalenia od sanktuarium głównego, że mogły one stanowić odrębny kompleks rytualny (?). Może były poświęcone naszemu naturalnemu satelicie – księżycowi?
Już po zejściu na dół, przy ujęciach wodociągowych zauważyłem, że owo reliktowe, neolityczne, jak opisano na starej mapie miejsce, położone jest pomiędzy dwoma, rozgałęziającymi się pod górę płaskowyżu potokami, na kształt litery V. Te dwa odrębne w górze płaskowyżu potoki, u podwzgórza, schodzą się ostatecznie w jeden duży potok, aby po prostopadłym przecięciu (ukrytym przepustem), Siarowskiej drogi asfaltowej, połączyć się ze znacznej wielkości potokiem Siary.
Czy zatem, pomiędzy dwoma ramionami potoków, tworzących na stoku Obłazec u podwzgórza Bartnicy kształt łacińskiej literę V, utworzono ongiś przed setkami lat, oprócz niewątpliwie jakiegoś sanktuarium jakiegoś bóstwa, lub panteonu bóstw, swoisty … kalendarz – obserwatorium?
Kalendarz ten, mógł wyznaczać dosyć precyzyjnie dwa przesilenia słoneczne; skrajne położenia Słońca; równonoc wiosenną (21 marca) i równonoc jesienną (23 września). Prawdopodobnie, mógł wyznaczać również okresy pośrednie, w których Słońce, w swej wędrówce, znajduje się w najwyższym (22 czerwca) i najniższym (22 grudnia), położeniu na ekliptyce nieba.
W Zodiaku, znajduje się wówczas; nad zwrotnikiem Koziorożca, który opuszcza 20 stycznia oraz nad zwrotnikiem Raka, który opuszcza 23 lipca. Umowna linia pośrednia, skonfigurowana i utworzona przez położenie względem siebie kurhanów, mogła dzielić te skrajne pozycje Słońca na połowę i wyznaczać, w miarę precyzyjnie, czas, najkrótszej nocy letniej, czyli 21/22 czerwca, czczony przez naszych przodków słowiańskich, jako najkrótsza noc sobótkowa.
W tę to właśnie noc sobótkową (dywaguję i rozmyślam powracając pieszo z tej wyprawy trasą o długości około 10 km), odprawiano przy płonących ogniskach, sobótkowe misteria poświęcone tajemniczym dualnym bóstwom, zwanym Łada -Kupała.
Do dnia dzisiejszego, w przekazach ludowych, występują również jeszcze inne podwójne bóstwa, mianowicie: Lelum – Polelum. Niejednokrotnie, zwłaszcza w środowisku wiejskim, usłyszeć można powiedzenie, skierowane do niemrawo poruszających się osób; co tak leziesz jak Lelum-Polelum. Niestety, bardzo mało o tych tajemniczych bóstwach wiemy.
W tę to, najkrótszą noc w roku, powracając do nocy Łady – Kupały, gromadzono się na leśnych polanach, może również, przy tych kamiennych kurhanach, spożywano jakieś tajemnicze odurzające napoje sporządzane z ziół, tańczono bosymi stopami po rozżarzonych węglach ognisk, przeskakiwano przez płomień, śpiewano i wznoszono okrzyki, na cześć owych bóstw, a później, odurzona naparami z ziół młodzież obojga płci, rozbiegała się po lesie kojarząc się w pary.
Były to misteria radosne, pełne ekspresji, wyrażające radość życia. Były to misteria, poświęcone życiodajnemu Słońcu i surowemu Swarożycowi. Natomiast zimą (22 grudnia, noc najdłuższa). odprawiano zapewne również jakieś tajemnicze misteria, poświęcone innemu bóstwu.
Możliwe domniemywanie przeznaczenia odkrytych kamiennych kurhanów, między innymi, jako swoistego kalendarza – obserwatorium, skłania do przypuszczenia, że cały teren pomiędzy wąwoza-mi, którymi spływają do dzisiaj potoki, czyli kurhanowy płaskowyż, zwany Obłazec, nie był, w okresie kultowym, zalesiony i umożliwiał, swobodną obserwację, wschodów i zachodów Słońca oraz księżyca, przez cały rok.
Natomiast lasy, rosnące w przeszłości na obrzeżach tego miejsca (jak chociażby wynikające, z nazw wsi ościennych oraz przysiółków; Rychwałd, Sankowy las, Bartny las, las Rzemieszka), były rozległe, przepastne i niedostępne. Lasy te, poprzecinane licznymi wąwozami, jarami i głębokimi korytami potoków, zapadlisk, bagien i mokradeł, bardzo skutecznie broniły dostępu do tej świętej, archetypowej zapewne góry Bartnicy; jej wschodniego podgórza, stoku, zwanego do dnia dzisiejszego Obłazec, czyli miejsca niedostępnego, miejsca tabu, które należy bezwzględnie omijać – obchodzić.
Wydaje się, spoglądając na otaczające stok Obłazec wzniesienia, o przeciętnej wysokości względnej 550 do 600m n. p. m., przeważnie zalesionych, że wybór tego miejsca na jakieś sanktuarium, nie był przypadkowy.
Okryte trzy kurhany i czwarte jakieś kamienne stanowisko kultowe, skłaniają i obligują do powrotu jeszcze kiedyś w to tajemnicze i arcyciekawe miejsce
Foto. 19/eccle. Mały trzeci kurhan. Jest to jedno z najbardziej ezoterycznych miejsc na płaskowyżu Obłazec w Siarach gór-skich na południowo – wschodnim stoku podgórza, góry Bartniej. Autor Szkicu…, natrafił na tym kurhanie, na arcyciekawe znalezisko. Była to bryła jakiegoś minerału o za barwieniu białym, ze śladami obróbki. W górnej jej części, z bryły tej, z nieckowatego za -głębienia, jakby wydobywały się dwie głowy, mocno już dotknięte upływem czasu, z twarzami i oczami, zwróconymi w górę ku niebu. Usta, jakby w niemym krzyku rozpaczy. Chcąc fotografować ten niewątpliwy artefakt rękodzieło, umieściłem go, na jakby specjalnie przygotowanym, kamiennym ołtarzyku z wgłębieniem osadzonym w podłożu – kurhanu.
Marsjańska głowa.Przez skojarzenie, zamieszcza się wyci-nek słynnego zdjęcia nr 35A72 na którym, po raz pierwszy dostrzeżono gigantyczną płaskorzeźbę przypominającą ludzką twarzo rozmiarach 3,0km na 1,5km. Fotografię wykonała w roku 1972 sonda Viking 1 na Marsie w rejonie Cydonia. (Za miesięcznikiem Niez-nany Świat nr 4/2011.)

Foto. 20/eccle. Gdy Słońce wejdzie już do przełęczy Żdżar, na arenę na małym (3), kurhanie wkraczają duchy tego ezoterycznego miejsca. Dwugłowa Stella, oblewa się jakby… rytualną krwią, a za drzewami, pojawiają się różnorakie zjawy – twarze i przyglądają się nam uważnie.
Na południowo – wschodnim stoku Bartniej góry, należącej do wsi Szymbark w powiecie gorlickim w Małopolsce, góry o dwóch wierzchołkach, z których jeden (zachodni), niektórzy nazywają Piorunówka, a drugi (od południowego – wschodu), zwie się Bartnica, a przedłużone jego wschodnie podwzgórze, schodzące do sąsiedniej wsi Siary; stosunkowo łagodny stok, nazwany w miejscowej tradycji – Obłazec, zapisał się w historii tego tajemniczego zakątka Siar górskich zwanego od pradziejów Rzemieszka, ziemno – kamiennymi kurhanami okolonymi kamiennymi kręgami.
Znajdujemy tutaj również, liczne jakby stanowiska grobowe, kiedyś zapewne jakieś obeliski, aktualnie, już jako grupa kilku lub kilkunastu ponakładanych na siebie olbrzymich, niejednokrotnie obrabianych głazów. Wokół tych grobowców – obelisków, w pewnym oddaleniu od centrum, tkwią w glebie dosyć równomiernie rozmieszczone pojedyncze głazy, tworząc kamienne kręgi.
Większość tych głazów, zarówno na kurhanach, jak też w pojedynczych stanowiskach, pokryta jest niby patyną, wielowiekową warstwą mchu, Nieomal cały ten stok zwany Obłazec i większość kamiennych stanowisk, oplątane są gęsto, płożącą tzw. ostrężyną, utrudniającą bardziej szczegółowy ogląd i fotografowanie.
Na kurhanach, znajdują się kamienne ruiny, może jakiegoś pradawnego sanktuarium. Tkwią tam również olbrzymie, pojedyncze wielotonowe głazy, noszące bez wątpienia, ślady celowej obróbki. Same kurhany, pomijając nawarstwienia ściółki powstałej z opadających z drzew liści, butwiejących gałęzi i pni, zbudowane są z krystalicznie czystego piasku, który wydaje się być tutaj celowo skądś przyniesiony.
W piasku tym, tkwią małe, w porównaniu z tymi olbrzymimi głazami, jakby obrabiane kamienie, różnorakiej wielkości kostki brukowej lub nieco większe. Autor Szkicu…, przypuszcza, że są tu ślady jakichś pradawnych ludzkich osad, jakiejś pradawnej kultury materialnej, jakiejś tajemniczej społeczności, jakiegoś ludu, lub następujących po sobie na przestrzeni wieków, wielu różnorakich kultur, które nakładały się na siebie.
Gdyby przyjąć koncepcję, za Ryszardem Wienerem (badacz zagadek historii, pisarz i publicysta) i założyć, że… rzadko spotykane góry o podwójnych wierzchołkach odegrały niepoślednią, a wręcz zasadniczą rolę w rozwoju nowej (kolejnej z wielu następujących po sobie), współczesnej cywilizacji, to przez porównanie; występujące w paśmie gór Pogórza Beskidu Niskiego, zwanego regionalnie Beskidem Gorlickim lesiste pagóry, z których co najmniej trzy, to wzniesienia o podwójnych wierzchołkach – spełniają niewątpliwie te wymogi…
Spróbujmy więc odczytać, co i przez kogo, zostało zapisane na południowo – wschodnim stoku Bartnicy w Siarach górskich, w przysiółku Rzemieszka, na podwzgórzu zwanym w miejscowej tradycji Obłazec. Ale, te czynności, pozostawiamy już na inne wyprawy…
Gdy spojrzeć z dominikowickiego Zamczyska (góra, współcześnie Łysula 554 m), lub zejść znacznie niżej i spojrzeć z sokolskiej górki (około 320 m), w kierunku południowo – zachodnim, to otworzy się przed naszymi oczami, rozległa panorama Beskidu gorlickiego; w tym lesistego, nieomal pierwotnego pasma Magury Małastowskiej, na kierunku wschód – zachód, długości oko-ło20 km.
W paśmie tym, rozpoznamy (od lewej), szczyty; Magóry Małastowskiej, 814 m, Ostrego działu, 664m, Brusów, 591m, Huszczy, 569m, Obocza,629 m (zwanego górą rychwałdzką), aby, przez głęboki przełom potoku Siary przechodzący w dolinę rychwałdzką, wspinać się w miarę łagodnym, zalesionym stokiem siarowskiej enklawy Rzemieszka, na dwuwierzchołkową górę Bartnią, 632 m n p m A dalej, w kierunku zachodnim, Miejską górę, 634 m, a po przekroczeniu obniżenia przełomu rzeki Ropy i doliny wsi Szymbark, wspinać się znów, na Maślaną górę, 753 m. W głębi tej panoramy, w kierunku na południowy zachód, zobaczymy pasmo dwuwierzchołkowej góry Chełm, 779 m we wsi Ropa.
Góry Beskidu Gorlickiego, pokryte są pierwotnym nieomal lasem, który ciągnie się w kierunku południowym oraz południowo – wschodnim, dochodząc do południowych rubieży powiatu gorlickiego, a po przekroczeniu granicy, wkracza na terytorium Słowacji.
W przeszłości, rosła tu nieprzenikniona puszcza karpacka, której resztki, w niezmienionej formie zachowały się do współczesności.
Niektóre zakątki współczesnych lasów Beskidu gorlickiego, skrywają jeszcze wiele tajemnic, czekających cierpliwie na ich Odkrywców.
Foto 20/eccle. Panorama południowo – zachodnia Beskidu Gorlickiego widziana z Dominiko-wickiego Zamczyska (współcześnie Łysuli). Na pierwszym planie Zagórze (Postronie). Na foto 21 (poniżej od lewej), przełęcz Siarowsko – rychwałdzka, wieś Siary górskie, lasy rychwałdzkie, las Rzemieszka, pasmo Wierzchowiny, dwuwierzchołkowa góra Bartnia (najwyższa), Piękna góra (współcześnie Miejska), Maślana góra, a w głębi, góra Chełm we wsi Ropa (prawa strona foto.). Poniżej, na środku,(zaznaczony dymem), park W. Długosza w Siarach Nadole. I plan, obszary wsi Sokół.
I na tym widoku, kończymy opis dwu wypraw do tajemniczego miejsca w lesie Rrzemieszka na podwzgórzu góry Bartnicy we wsi Siary górne.
Kolejne Wyprawy i opisy tych tajemniczych miejsc, będą kontynuowane oraz opisywane foto-reportażami.
Szczepan Mikruta